O II RP – pomimo wszystkich problemów, z jakimi się borykała – na pewno nie można powiedzieć, że było to państwo byle jakie. Choć od jego upadku minęło blisko 75 lat, do dziś określenie „przedwojenne” w języku polskim jest synonimem wysokiej jakości. W trzecim numerze magazynu „Historia Do Rzeczy” – stare dobre czasy II Rzeczpospolitej.
To opowieść o ekscentrycznych artystach dwudziestolecia, o dumnych ziemianach i o kawaleryjskiej fantazji. O hucznych balach urządzanych na polskich transatlantykach, wspaniałych polowaniach i dobrze napisanych powieściach, których nie czytało się z obowiązku – pisze w słowie wstępnym redaktor naczelny Piotr Zychowicz.
A w magazynie m.in. o celebrytach dwudziestolecia międzywojennego. Otaczano ich powszechnym uwielbieniem, a ich życiem prywatnym interesowały się – jak dzisiaj - miliony obywateli Rzeczypospolitej. Plotkowano o ich romansach, ślubach i rozwodach, pilnie obserwowano, jakimi jeżdżą samochodami i co reklamują. Trudno znaleźć równie barwną grupę co przedwojenni artyści. Byli tacy jak ówczesna Polska. Mieli wdzięk, gest i klasę. Najbardziej kasowi artyści doskonale potrafili zdyskontować swój sukces. Popularność przekładała się na kontrakty reklamowe, handlowcy nie mogli przecież pominąć podobnej okazji. Zmiany pracodawców i nowe kontrakty oznaczały automatyczne podniesienie zarobków, największe gwiazdy osiągały przychód miesięczny rzędu kilku tysięcy złotych (lub nawet więcej). Świat artystów i bohemy II Rzeczpospolitej do dziś fascynuje Polaków. O celebrytach sprzed niema wieku pisze Sławomir Koper.
A czasy II RP wspominają muzyk, dziennikarka i przedsiębiorca. Zgodni są co do jednego: to były piękne, barwne czasy. Żadna dama nie wyszła wtedy na ulicę bez kapelusza. A Warszawa nocą była tak rozświetlona, że na trotuarze dałoby się znaleźć igłę. Zbigniew Rymarz, rocznik 1927, pianista, kompozytor i archiwista teatralny, pod czujnym okiem pani Bekerowej – nauczycielki tańca – ćwiczył pierwsze kroki walca. Halina Miroszowa, siedząc dziś na fotelu w Domu Aktora w Skolimowie, uśmiecha się do wspomnień o chłopaku z podchorążówki. Kordianowi Tarasiewiczowi, rocznik 1910, okres międzywojenny kojarzy się ze Szkołą Ziemi Mazowieckiej, od nazwiska dyrektora zwanej szkołą Kujawskiego. „Od czasu do czasu uciekaliśmy z niej, szliśmy na wagary. Do Zachęty” – opowiada. „Do muzeum na wagary?” – „O tak!” – zarzeka się. – „W Zachęcie były atrakcje! „Bitwa pod Grunwaldem”, obrazy Krzyżanowskiego”. O czasach, w których artyści nie musieli kojarzyć się ze skandalami opowiadają Agnieszce Rybak. Wspomnienia - w najnowszym wydaniu „Historii Do Rzeczy”.
Na łamach magazynu także o polskich transatlantykach. W 1930 r. pomiędzy Europą i Ameryką pojawiły się nasze statki pasażerskie. Była to inicjatywa rządowa, w której nie chodziło tylko o biznes. Trzy zbudowane w latach 1910–1915 parowce mogące przewieźć od 700 do 800 pasażerów obsługiwały linię Gdynia – Kopenhaga – Halifax – Nowy Jork.Z okazji zawinięcia „Kościuszki” jako pierwszego statku pasażerskiego pod polską banderą, Polacy mieszkający w Nowej Anglii okazywali entuzjazm i wydali specjalna odezwę. Jak wyglądały rejsy transatlantyckie i skąd czerpał inspirację Gombrowicz – o tym m.in. na łamach trzeciego numeru „Historii Do Rzeczy”.
W numerze również o międzywojennych… bijatykach stadionowych. Już w 1912 r., gdy Cracovia grała u siebie kilka meczów z drużynami z Węgier, Tadeusz Boy-Żeleński, zadeklarowany kibic krakowskiego klubu, napisał piosenkę „Kuplet footbalisty”. Utwór, który w kabarecie Zielony Balonik śpiewano na melodię „Przybieżeli do Betlejem”, do dziś jest świadectwem emocji targających polskimi fanami piłki nożnej na początku XX w. Już wtedy na meczach dochodziło niekiedy do sporych awantur. A pierwsze bijatyki na stadionach toczyły się raczej w imię sympatii politycznych niż barw klubowych. Do awantur dochodziło na przykład przy okazji warszawskich derbów między Świtem a Marymontem, których kibice sympatyzowali z różnymi frakcjami lewicy. Podobne animozje istniały w całej Polsce. Gdy drużyny kojarzone z polską prawicą mierzyły się z zespołami żydowskimi, na ulice wystawiano wzmocnione oddziały policji. Więcej o międzywojennych animozjach kibiców i protoplastach dzisiejszych kiboli – w „Historii Do Rzeczy”.
W magazynie także międzywojenna kuchnia w opowieści Roberta Makłowicza. Czy były wtedy odpowiedniki dzisiejszych fast foodów? Oczywiście, że tak. W Warszawie można było pójść choćby na pyzy z Kercelaka. w Krakowie dostępne były z kolei obwarzanki, bajgle, a także jedzenie dla dorożkarzy, czyli słynna maczanka po krakowsku – pieczywo z sosem i mięsem. A czy można było gdzieś dostać jakieś egzotyczne dania? Filipińskich czy chińskich dań raczej by się nigdzie nie znalazło. Ale mocną pozycję miały kuchnie, które dziś mogą się nam wydawać bardzo egzotyczne dlatego, że po prostu zniknęły. Restauracji serwujących żydowskie potrawy było całe mnóstwo. Na Śląsku widoczna była kuchnia niemiecka, a na południu Polski – węgierska. O tym, co się jadało w II Rzeczpospolitej – w „Historii Do Rzeczy”.
W numerze również - życie międzywojennego żołnierza. To nie tylko adrenalina pola bitwy i rutyna koszar. Służba wojskowa nierozerwalnie związana była z humorem. Do komicznych sytuacji w niezwykle barwnej, wielonarodowej armii II RP dochodziło często. Opinię największych kawalarzy mieli w niej oczywiście ułani. Cechowały ich zawadiacki kawaleryjski sznyt, który tak bardzo przyciągał kobiety, i luz, który wywoływał wściekłość oraz zazdrość kolegów z piechoty. W dwudziestoleciu międzywojennym służbę w kawalerii wybierało wielu młodych ziemian i arystokratów.
W numerze również historia nieco dawniejsza, czyli jak Polacy walczyli przeciwko Polakom pod Grunwaldem oraz jak książę Józef Poniatowski zginął z rąk... francuskich żołnierzy.
Nowa „Historia Do Rzeczy” – już w kioskach i u dystrybutorów prasy elektronicznej. Magazyn „Historia Do Rzeczy” można też pobrać w aplikacjach na systemy iOS (https://itunes.apple.com/pl/app/wprost-kiosk/id459708380?mt=8) i Android (https://play.google.com/store/apps/details?id=com.paperlit.android.wprost).
Redaktorem naczelnym magazynu jest Piotr Zychowicz. Stałymi felietonistami pisma są m.in.: Wiktor Suworow, Krzysztof Masłoń, Sławomir Cenckiewicz, Sławomir Koper, Bronisław Wildstein, Rafał A. Ziemkiewicz. Nakład miesięcznika wynosi 100 tys. egz. Cena egzemplarzowa - 6,95zł. Cena e-wydania – 6 zł, wydanie na iPad – 1,79 EUR.
Link do strony artykułu: https://wm2.wirtualnemedia.pl/centrum-prasowe/artykul/historia-do-rzeczy-ii-rzeczpospolita-stare-dobre-czasy